Posłowie do "Jak napisać"
W działach: Fanboj i Życie, Książki | Odsłony: 194Jak wiecie przedwczoraj wrzuciłem na ten blog notkę pod tytułem „Jak napisać sztampowe fantasy na miarę roku 2010”. Notka spotkała się z silnym odzewem, jak do tej pory jest to mój najchętniej czytany wpis. Doczekała się też ponad 50 komentarzy. Uczciwie mówiąc niektóre z nich są dla mnie zaskakujące. Wiele z nich wymaga też odpowiedzi. Uznałem tę formę (czyli napisanie kolejnej notki) za czytelniejszą od wklejenia kolejnego komcia, który utonąłby w morzu sobie podobnych.
Na wstępie chciałbym zauważyć, że większość komentarzy, mimo, że nie wszystkie podzielają mój punkt widzenia pisana jest w bardzo typowym, poltergeistowym stylu. Oznacza to, że są inteligentne, trafne, często nader celne, nawet mimo swej nierzadkiej uszczypliwości. Słowem takie, jakich należałoby spodziewać się po ludziach oczytanych i świadomie podchodzących do swego hobby. Uczciwie mówiąc bardzo cenię sobie dyskutantów zarówno z Poltergeista jak i z Blogosfery. Wymiana opinii z nimi należy do doświadczeń bardzo przyjemnych, dzięki którym człowiek nierzadko dowiaduje się czegoś nowego, lub też zostaje mu wskazany nowy punkt widzenia.
Jednak przejdźmy do wyjaśnienia kilku palących kwestii:
1) Minimum jeden człowiek uznał chyba mój wpis za atak na swoją osobę
Otóż: poprzedni wpis nie jest atakiem na niczyją osobę. Idea pisana 15 stronicowego wpisu tylko po to, by komuś dowalić wydaje mi się bowiem głupia. Wpis ten chodził mi po głowie już od dobrych kilku lat. Pomysł pojawił się w 2007 roku i trafił do szuflady. Powód ku temu był prosty: w tamtym momencie zwyczajnie nie było miejsca, w którym podobny wpis mógłbym opublikować. Dwa, że intensywna praca nad rozwojem Tanuki.pl oraz początki pracy zawodowej nie pozwalały mi za dużo pisać. Także przeprowadzka na bezinternecie nie była bez wpływu. W 2008 roku pomysłu nie zrealizowałem, gdyż pracowałem jeszcze bardziej intensywnie, więc praktycznie zniknąłem z netu. W 2009 liczba moich zajęć spadła, ale na Tanuki pojawiły się artykuły, których rozkręcaniem się zająłem. Pomysł wpisu trafił do kolejki, za kilkoma bardziej moim zdaniem wartościowymi tematami. Prawdopodobnie zostałby opublikowany w formie trzech oddzielnych felietonów za jakiś rok lub dwa, gdyby sytuacja była normalna.
Niestety na początku tego roku redakcja Tanuki.pl rozpadła się, a ja znalazłem się na fandomowym bezrobociu. Jako, że trzy planowane cykle tekstów nagle straciły racje bytu, a recenzowanie anime znikło z mojego rozkładu zajęć, nader szybko udało mi się ukończyć czwarty z planowanych cyklów (który być może wkrótce zostanie opublikowany w dość ciekawej formie), znalazłem wreszcie czas (i miejsce) na napisanie tej notki.
2) Część czytelników wydaje się podchodzić do notki bardzo emocjonalnie:
Uczciwie mówiąc akurat tego się nie spodziewałem. Do tej pory większość moich notek (mimo, że niektóre były równie, a często nawet bardziej ostre, a dwie czy trzy ocierały się o flame) przyjmowanych była raczej na chłodno i ze spokojem. Bardzo możliwe, że spowodowane było to inną publicznością. Dotychczas większość moich wpisów kierowane było do RPG-owców, a nie do Czytaczy. Z drugiej strony wydawać by się mogło, że jeśli ktoś jest oczytany, to spotyka się z wieloma, często odmiennymi od jego osobistych opiniami i jest już do tego przyzwyczajony, że nie wszyscy myślą tak samo, jak on.
Odnoszę wrażenie, że część osób, którym wpis się nie spodobał jest bardzo młoda i jeszcze niezbyt wyrobiona. Potraktowała więc ten wpis, jako atak na ich hobby. Zadziałał też prawdopodobnie „syndrom oblężonej twierdzy”.
Chciałbym im coś wyjaśnić.
Wiecie: to nie jest tak, że ja nie lubię fantasy. Przeciwnie. To jest mój ulubiony gatunek literacki. W domu mam kilkaset książek należących do tego nurtu, przeczytałem ich pewnie z tysiąc. Oczywiście nie jestem alfą i omegą i jak wypomniano mi w komentarzach, są pola, na których brakuje mi wiedzy. Jest to prawdą: mimo, że przeczytałem masy książek z tego gatunku, to cały czas nie poznałem jeszcze ich wszystkich. Nie czytałem wielu utworów, zarówno klasycznych, jak i nowości. Powody tego są różne. Część książek nie pasowała mi tematycznie. Części nie było w bibliotece. Mimo wszystko moje zasoby czasu i pieniędzy też nie są niewyczerpalne, więc wiele z nich zwyczajnie ominąłem, by kupić coś, co bardziej mnie interesuje. Wiele z nich jest też poza moim zasięgiem. Np. bardzo chciałbym przeczytać książkowy oryginał Juuni Kokki, jednak mój brak znajomości języka japońskiego mi to uniemożliwia.
Jednocześnie w trakcie lektury tego żałosnego tysiąca tomów mojego ulubionego gatunku wychwyciłem szereg schematów, skrótów myślowych i nadużyć, które zwyczajnie postanowiłem obśmiać. Po części dlatego, żeby dostarczyć rozrywki ewentualnym czytelnikom. Po części dla tego, żeby inni miłośnicy książek wiedzieli, na co uważać. Po części po to, by uczulić ewentualnych krytyków na to, że coś jest schematyczne.
Będąc fanami gatunku powinniśmy być mimo całej naszej miłości do niego świadomi jego wad. Jeśli nie będziemy: zmienimy się w fanatyków.
2 A) Dlaczego nie poszedłem się kłócić na Kawernę i Zapomnianą Bibliotekę?
Bo to nie moja sprawa. Nie jestem w żaden sposób związany z tymi forami i ich użytkownikami. Co za tym idzie: nie ma żadnych powodów, żebym wywołany do tablicy szedł na nie i spowiadał się ich użytkownikom. Jeśli ktoś ma sprawę do mnie, to niech idzie komciować pod mojego bloga. Jednocześnie osoba publikująca musi brać pod uwagę to, że komuś się jej dzieło nie spodoba. Jako doświadczony hobbysta-publicysta pozostawiam więc moim czytelnikom pełnię prawa niezgadzania się ze mną.
Dwa, że nie bardzo mamy o czym rozmawiać. Zauważyłem jednego pana, który mówił ad meritum i to naprawdę bardzo sensownie. Problem w tym, że akurat on się ze mną zgadzał, tak więc dyskusja wyszła by nam raczej słaba. On mógłby powiedzieć „Ma pan racje panie Zegarmistrz”, a ja na to: „Zgadzam się z panem! Mam racje!”, a raczej nie o to chodzi. Reszta niestety stosowała zaawansowaną telepatię pod tytułem „co Zegarmistrz miał na myśli”, padło sporo argumentów ad persona, dość dużo uwag o tym, że wyobrażam sobie, że mam lekkie pióro, sporo czepiania się literówek, błędów ortograficznych i szczegółów, czy też wreszcie szpanowanie tym, że nie czytało się artykułu tylko skanowało go wzrokiem na szybko. Słowem: typowa taktyka defensywna obleganej twierdzy i stawianie flamewalli. Gdyby pojawiły się tam jakieś atrakcyjne uwagi na temat, to być może bym się skusił na odwiedziny. Jako, że takich nie było, to uznałem, że nie za bardzo jest o czym rozmawiać.
Malakh poszedł dyskutować. Jednak jedyne, co zyskał, to to, że obrońcy twierdzy oblali go wrzącym olejem.
3) Część osób zarzuca mi, że to kiepski artykuł
a) To nie jest artykuł, tylko notka blogowa na prywatnym blogu:
Notki blogowe bardzo poważnie różnią się od artykułów. Po pierwsze: mają charakter osobisty, są subiektywne i stronnicze. Pisząc taką nie muszę stosować się do reguł artykułu prasowego. Jest to spowodowane tym, że blogi służą do wylewania na papier osobistych przemyśleń i doświadczeń autora. Oczywiście nie wszystkie, jest wiele bardzo profesjonalnych np. Ars Technica czy Mashable… Jednak to nie jest jeden z nich. Nie należy się więc dziwić, że znajdują się tu tylko prywatne przemyślenia i opinie autora.
b) Jednakże
To mógłby być artykuł. Oczywiście zgodzę się, że nie byłaby to dobra rozprawa naukowa. Tekst nie spełnia jej wymogów formalnych. Jednak pragnę zauważyć, że na rozprawach naukowych świat się nie kończy. Już artykuły prasowe są mniej restrykcyjne i tekst ten, z tylko drobnymi poprawkami mógłby jednym z nich być. Konkretnie: felietonem.
Felieton to gatunek bardzo subiektywny, krótki w formie, nierzadko humorystyczny, często utrzymany w bardzo zjadliwym i złośliwym tonie. Felietony, podobnie jak notki blogowe ukazują osobisty punkt widzenia autora na temat. Notka, o której mowa spełnia moim zdaniem spełnia reguły tego typu publicystyki.
4) Część osób pyta się, dlaczego we wpisie nie odwołałem się do pisarzy polskich
Powód jest bardzo prosty: nie pisze o pisarzach polskich, chyba, że pozytywnie lub neutralnie. Tak więc ten wpis w żadnym miejscu nie ich nie dotyczy.
Problem z nimi polega na tym, że czytają Poltergeista. Serio. Do tej pory udało mi się zidentyfikować przynajmniej pięciu. Diabli wiedzą, kto jeszcze to czyta i co sobie myśli. Jako, że ludzie ci jeżdżą na konwenty, bywają też na innych forach oraz prowadzą niektóre serwisy nie mam zamiaru ich atakować. Zrażenie do siebie całego środowiska nie wydaje mi się dobrym pomysłem.
5) Część osób chyba nie zrozumiało, o czym jest artykuł:
a) Co to znaczy sztampa
Za Słownikiem Online „Sztampa: szablon, rzecz oklepana, banalna, utarta, schematyczna, stereotypowa”
b) Dlaczego rok 2010
Jeśli klikniecie w prawy dolny róg waszych pulpitów, tam, gdzie wyświetla się godzina zobaczycie, że jest właśnie ten rok. Odwołanie do roku 2010 oznacza teraźniejszość, chwilę obecną, jest to odwołanie do obecnego nurtu w sztampowym fantasy. Oczywiście nie odnosi się to do innych, oryginalniejszych nurtów, a to dlatego, że nie są one tematem tych rozważań.
Jak dało się wyczytać we wstępie za obecną epokę uznałem lata 90-te i pierwsze 10-lececie XXI wieku. Nie oznacza to oczywiście, że wcześniej nie było nurtu sztampowego fantasy. Oczywiście istniały takie. Były to:
- Nurt Sword and Sorcery:
Opowiadający o wielkich, nadludzko silnych wojownikach, często barbarzyńcach. Do nurtu tego należy zaliczyć wszelkich naśladowców Conana, opowiadania o Kane, dzieła Morcooka i kilkanaście innych, etc. Nurt mam wrażenie, że poza wyjątkami i niedobitkami wymarł. Raz, że został niemiłosiernie obśmiany, dwa, że nieco się przejadł, trzy, że większość jego kontynuatorów odeszła z tego świata.
- Nurt naśladowców Tolkiena
Który pomału także wygasa, choć trzyma się nieco lepiej. Opowiada on o powstawaniu drużyn i wyprawach celem zniszczenia wielkiego zła. W chwili obecnej miejsce drużyn zajęli jednak wybrani przez los indywidualiści. Do przedstawicieli nurtu wyprawowego zaliczyć doń można „Smoczy Tron” Tada Williamsa, Shanarę, Fionnowarski Gobelin i dobre ze sto innych książek różnej jakości.
- Nurt Przybysza
O którym wspomina się rzadko, ale też był silny. Opowiada on o różnego rodzaju przybyszach z naszego świata, którzy przypadkiem trafiają do baśniowych krain, dziwują się smokom, rycerzom i magii oraz zwyciężają zło dzięki swej wiedzy i edukacji. Zaliczyć doń można cykl Smok i Jeży Dicksona, „Odmieńca” Zelaznego czy znów Fionnowarski Gobelin.
Żaden z nich nie jest obecnie silnie reprezentowany. Jeśli już, to przez parodie lub powieści pisane z nostalgii. Dwa, że wszystkie zostały już dość szeroko omówione przez lepszych odemnie, więc nie ma sensu strzępić na ich temat języka.
c) Dlaczego niektóre książki są z lat 80-tych
Pomimo, że nurt, o którym mówię przybrał na sile w latach 90-tych i pierwszej dekadzie 2010, to jednak jest starszy. Tak naprawdę wywodzi się on z fantasy kobiecego, którego prekursorką była Andre Norton w latach 60-tych. Nabrał on na sile w trakcie rewolucji lat 70-tych i 80-tych, w trakcie których też silnie się wypaczył. Książki z lat 80-tych wpisane są, gdyż położyły podwaliny pod późniejszych autorów. Dwa, że pozycje te są jak najbardziej reprezentatywne dla omawianych schematów.
6) Część osób nie zrozumiała, do czego służy bibliografia:
Bibliografia, to jak łatwo zgadnąć książki, których lektura posłużyła do wyłapania przedstawionych we wcześniejszym wpisie schematów. Wszystkie reprezentują je w mniejszym lub większym stopniu. Czego tu można nie zrozumieć, nie bardzo wiem.
a) Dlaczego w bibliografii nie ma książek dobrych i oryginalnych?
Bo to nie jest tekst o książkach dobrych, a w szczególności oryginalnych, tylko o sztampowych, czyli stanowiących antytezę oryginalności, schematycznych, powielających wzorce i do tego często bardzo pretensjonalnych, lub ukrywających swój brak oryginalności pod wymyślną terminologią.
Umieszczanie książek dobrych w bibliografii tekstu o książkach słabych byłoby pomysłem przynajmniej kiepskim. Powiedziałbym nawet: bezsensownym. Tak samo, jak w pracy powiedzmy o science fiction nie wrzuca się do bibliografii książek kucharskich, tak w notce o sztampie nie odwołuje się do książek oryginalnych.
Ja nie chcę przez to powiedzieć, że nie powstają oryginalne czy dobre książki, wprost przeciwnie, jest ich nawet dużo. W szczególności moim zdaniem zeszły rok był dobry, tak jeśli chodzi o wznowienia jak i nowości. Także ten jest jak do tej pory nienajgorszy.
b) Dlaczego o części książek mówię, że są niezłe, a wymieniam je w tym artykule?
Ponieważ są schematyczne, sztampowe i nieoryginalne. To, czy coś jest sztampowe, czy nie bynajmniej jednak moim zdaniem nie przesądza jeszcze o jakości danego dzieła. Stanowi raczej tylko jedną z części składowych podczas oceny. Dlatego też część wymienionych powieści, mimo, że w żaden sposób nieoryginalna (a do tego także często bardzo pretensjonalna) stanowi dobrze napisane, zgrabne, przyjemne do czytania, obfitujące w akcje i humor powieści fantasy. Teraz zależy czego poszukujecie. Jeśli chcecie oryginalnej fabuły i nowatorskich postaci to niestety nie nadają się one dla was. Jeśli nie przeszkadzają wam schematy, to czemu nie?
c) Dlaczego niektórych książek nie ma w bibliografii?
Istnieją trzy możliwości:
- Zegarmistrz jakiejś książki nie czytał
Zegarmistrz czyta tylko te książki, które mają szanse mu się podobać, ewentualnie te, które w pracy każą mu przeczytać i zrecenzować. Doboru dokonuje kierując się ich ceną, dostępnością, tematyką, opiniami znajomych, informacjami z tyłu okładki i recenzjami w internecie. Na tych trzech ostatnich Zegarmistrzowi zdarza się przejechać. Zegarmistrz wielu książek, które zasługują na umieszczenie w tej bibliografii po prostu nie czytał, bo z miejsca wydały mu się niewarte czasu. Dlatego bibliografia nie uwzględnia na przykład Gildii Magów Canavan.
- Zegarmistrz czytał jakąś książkę, jednak nie uznał jej za sztampową
Bo, wbrew pozorom napisano całkiem sporo mocnego, dobrego i nieszablonowego fantasy.
- Zegarmistrz uznał książkę za sztampową, ale nie za reprezentatywną dla danego nurtu
Przypomnijmy: wpis traktuje o nurcie sztampy, który zdominował twórczość lat 90-tych i pierwszego dziesięciolecia XXI wieku, a rozpoczął się w latach 80-tych lub nawet wcześniej. Inne, wcześniejsze nurty mnie nie obchodzą, więc nie umieszczałem ich przedstawicieli w bibliografii. Gdybym tak zrobił pisałbym nie na temat.
d) W szczególności dlaczego w bibliografii nie ma New Weird?
Odnoszę wrażenie, że część z krytyków z poza Poltergeista używa terminu New Weird w charakterze czarodziejskiego zaklęcia odpędzającego złe moce, nie zastanawiając się za bardzo o tym, o czym jest ten artykuł, oraz jak ma się do New Weird.
Po pierwsze: New Weird jest nurtem dość awangardowym, stawiającym właśnie na oryginalność i bunt przeciwko zaszufladkowaniu. Ten tekst jest natomiast o książkach nieoryginalnych, schematycznych i powtarzalnych. Omawianie jego przedstawicieli w tekście o czymś zgoła przeciwstawnym jest totalnie nonsensowne.
Po drugie to jest tekst o fantasy. Jest silnie dyskusyjne, czy New Weird w ogóle przynależy do fantasy, science fiction lub grozy, czy też już zupełnie oddzielnym, czwartym gatunkiem.
e) Dlaczego w tekście nie ma odwołań do bibliografii?
Bo nie są one obowiązkowe. Oczywiście przez całe gimnazjum, liceum i studia wałkowano w Was drodzy czytelnicy, że jest odwrotnie. Jednak byliście cały czas ukierunkowywani pod kontem zdawania egzaminów gimnazjalnych, matury czy też wreszcie pisania pracy magisterskiej. Co za tym idzie: do pisania pracy naukowej.
Tymczasem to nie jest praca naukowa. To jest notka blogowa, która mogłaby być felietonem, (ale nadal nie jest). Notki blogowe i felietony mają znacznie mniej rygorystyczne reguły.
7) O co chodzi z Metalomancją
Metalomancję polegającą na zjadaniu żelazek wymyśliłem, żeby dowcipnie zobrazować zasady działania różnych Sztuk, Mocy, Rzemiosł, Teurgii, Alchemii i tak dalej. Jak się okazuje ktoś wymyślił coś podobnego całkiem serio i opisał w książce „Siewca Wojny”. Nie miałem o tym pojęcia. „Siewcy Wojny” nie czytałem, zniechęcił mnie bowiem tekst na okładce i recenzje w sieci, których autorzy nie potrafili przekazać, co konkretnie w powieści tak ich zachwyciło.
8) Jeśli chodzi o „Fantastykę i Futurologię” Lema
Mam, czytałem, leży u mnie na półce. Niczego nie ujmując Lemowi, który wielkim pisarzem był i napisał bardzo mądry esej: „Fantastyka i Futurologia” została wydana w roku 1970. Od tego momentu upłynęło już dużo wody w Wiśle, napisano też sporo nowych książek. Lem był geniuszem science fiction, wielkim znawcą tematu, bardzo mądrym człowiekiem i przenikliwym myślicielem, ale nie Bogiem. „Fantastyka i Futurologia” to nie Święte Zwoje Tory zawierające zapisy objawień i przepowiednie przeszłości, przyszłości i teraźniejszości gatunku. Esej zdążył się niestety trochę zdezaktualizować. Nie odbiera mu to oczywiście wartości. Nadal jest bardzo cenny i świadomy fan powinien go koniecznie poznać.
Jak pisałem w komentarzach: następne wpisy będą służyły złagodzeniu atmosfery wokół tego bloga. Kolejna notka opowiadać będzie o Moonstone: A Hard Days Knight, numerze dwa na mojej prywatnej liście The Best Of Computer Games.