» Czytelnia » Szorty » Noc Ihmaila

Noc Ihmaila


wersja do druku
Redakcja: Daniel 'karp' Karpiński

Noc Ihmaila
- Dziękuję ci Konradzie za wysłuchanie i rady. Jest coś w twoim głosie, co koi niespokojną duszę. Nie na darmo zwą cię najlepszym pieśniarzem po tej stronie Wielkiego Lasu. Pozwól, że w podzięce przyniosę ci strawę i wino – szeptała, ocierając łzy.
- Nie dziękuj, nie ma za co. I nie płacz, wszystko się jeszcze ułoży, znajdziesz tego jedynego – odpowiedział melodyjnym głosem bard.
- Kiedy ja już znalazłam…

Bianka wstała i udała się w stronę kuchni. Gęste blond włosy upięte w gruby warkocz, sięgały jej poniżej pasa. Twarz zatracała dziecięcą niewinności, odkrywając powoli kobiecy wdzięk. Chłopi mawiają, że urodę zawdzięcza błogosławieństwu Rhyi, która obdarowała ją talią niczym u osy, zgrabnością łani i dużym biustem, który i niedźwiedzie potomstwo mógłby wykarmić.

- Cudowny kwiatuszek – mruczał Konrad pod nosem odprowadzając ją wzrokiem.

Usiadł na krześle i sięgnął po cytrę. Delikatnie położył ją na kolanach, jakby układał dziecko do snu. Opuścił głowę, twarz przysłoniła mu kurtyna blond włosów. Ułożył ręce na instrumencie i zaczął go stroić, ciche dźwięki rozeszły się po pustej gospodzie. Odgłos tłuczonych naczyń wyrwał go z zadumy.

- Ty niezdarna dziewko – z zaplecza dobiegł go grubiański głos karczmarza – Nie myśl, że mi za to nie zapłacisz, suczy pomiocie…

Zapłakana Bianka wbiegła ze strawą do głównej izby. Po chwili wyszedł za nią karczmarz.

- Tylko młody panicz von Hrost ci w głowie. Zejdź na ziemię mała ladacznico i rozejrzyj się za kimś, kto cię przyjmie do łoża. Jak mi wszystkie dzbany porozbijasz to w czym wino będę podawać, hę?

Bianka zwolniła kroku, kierując się w stronę Konrada.

- Mego syna błagaj, by cię za żonę wziął, bękarcie, bo jak on cię nie zechcę, to jak nic starą panną zostaniesz, a to wstyd i sromota! Zresztą z taką synową to tylko skaranie boskie! – wrzeszczał gospodarz.

Truwer spokojnie odłożył instrument i podniósł się.

- Z tego co wiem mości Ludwigu, to twój bezzębny syn, którego każde oko w inną stronę patrzy, raczej by nie narzekał. Nie obraź się mój dobrodzieju, ale nie sądzę by Bianka była stworzona dla twego pierworodnego. Jeśli wierzyć plotkom, to winieneś mu kupić nową owcę, bo te co pasa już mu zbrzydły. Tylko nie za starą, co by go rozumem nie przerosła – zadrwił bard.

Oberżysta pokraśniał na gębie, a gniew ścisnął mu gardło, ale zagryzł wargi i zmilczał. Wiedział, że dziś święto, druga pełnia Mannslieba po Nocy Wiedźm, zwiastująca przebudzenie się Taala i rychłe nadejście wiosny. Tak dobry grajek- choć przybłęda - może mu podwoić dochody. Chęć zysku wzięła górę, odwrócił się i poszedł do kuchni.
Dziewczyna podała swemu wybawcy misę.

- Dziękuję – wydusiła drżącym głosem i wybiegła szlochając.

***

Gospoda była pełna gości. Licznym miejscowym w zabawie wtórowali goście, którzy w czasie podróży zatrzymali się w "Jałowcu". Służba uwijała się jak w ukropie, a właściciel przybytku sam nadskakiwał przy najznamienitszym z gości.

- Czym mogę jeszcze służyć paniczu? – Ludwig z opuszczonym wzrokiem czekał odpowiedzi.

Von Hrost rozejrzał się po towarzyszach. Zajmowali w trójkę największy stół w izbie, tuż przy kominku.

- Wina drogi kuzynie Johannesie, niech wina przyniosą - odparł opasły, starszy mężczyzna z przeciwnej strony stołu.
- A ja, paniczu, miodu w gardło chętnie wleję – rzekł drugi z jego kompanów.
- Zatem i ja miodu spróbuje. Słyszałeś karczmarzu?

Oberżysta skłonił się i już chciał odejść, lecz von Hrost przytrzymał go za fartuch i zapytał:

- Długo mamy jeszcze czekać na dziczyznę?
- Już panie, już prawie gotowa – krople potu pojawiły się na czole gospodarza.
- I powiedz temu grajkowi – wskazał palcem na Konrada, który cały czas przygrywał gościom – że już dosyć mamy pieśni, niech nas teraz rozweseli jakąś opowieścią.

Głos młodego szlachcica był na tyle doniosły, że w gospodzie na moment zapanowała cisza. Bard usłyszawszy nakaz, odłożył instrument do futerału, wstał, poprawił ubiór i podszedł bliżej stolika możnych. Wzrokiem odnalazł w tłumie Biankę, która zbierała puste naczynia. Jej spojrzenie cały czas wodziło za paniczem Johannesem.

- Mało kto wie – rozpoczął pieśniarz – że gdy jeszcze wiara w duchy przodków mocną była, dzisiejsze przesilenie zwano nocą Ihmaila, na cześć młodego mężczyzny, którego pożądanie było ogromne niczym Wielki Ocean…
- To opowieść o mnie – roześmiał się von Hrost.

W karczmie zapanowała cisza. Wszyscy w skupieniu przysłuchiwali się opowieści o niespełnionej miłości. Von Horst i jego kompania nie zauważyli nawet kiedy na ich stole pojawił się dzik. Nagle Konrad przerwał opowieść w pół zdania. Pauza trwała na tyle długo, że po gospodzie rozniósł się jęk zawodu.

- Kończ waść, wszak niegrzecznie jest przerywać opowieść w najciekawszym momencie – odezwał się otyły kuzyn Hrosta.

Konrad nie zważając na słowa gościa, podszedł do swojego tobołka podróżnego, z którego wyciągnął fajkę i mały worek. Wziął krzesło, postawił je na środku gospody, usiadł a potem spokojnie nabił i rozpalił fajkę. Korzenny zapach rozniósł się po gospodzie.

- Gdy nadeszła ów noc, zwana potem imieniem jego…

***

Minęła północ. Konrad siedział przy stole zabawiając szlachtę rozmową. Karczma powoli pustoszała.

- Na nas już pora – podniósł rękę do góry von Hrost – Płacę…

Nim rozkochane serce Bianki zdążyło zabić dwa razy, przy stole stał już Ludwig, ciesząc się w duchu jak małe dziecko.

- Mam nadzieję, mości bardzie, iż nasze ustalenia są aktualne – szlachcic zwrócił się do Konrada – i będziesz nam dziś towarzyszył?
- Tak panie – trubadur skłonił się – pozwól tylko, że wezmę swoje rzeczy.

Wstał od stołu i ruszył do kominka. Schował fajkę do wora podróżnego, zarzucił go na plecy, do ręki wziął cytrę i podszedł do kontuaru.

- To dla ciebie – usłyszał, a przed nim pojawiła się ręka z sakiewką.
- Dziękuję ci kwiatuszku. Może to nie jest odpowiednia chwila na pytanie, ale ile jesteś w stanie zrobić dla miłości?
- Wszystko – odparła Bianka.
- Zatem bądź przy starym dębie za godzinę.
- Ale karczmarz mnie nie puści, roboty będzie dużo…
- Na to już nic nie poradzę kwiatuszku, sama musisz się z tym uporać – uśmiechnął się bard i skierował się ku wyjściu. – Tak, czy siak, dużo szczęścia życzę – dodał.

***

Bianka trzęsła się z zimna. Wymknęła się z karczmy w pośpiechu, bez wierzchniego okrycia. Nadzieja rozpalała jej pełną żaru duszę.

- Jednak jesteś – usłyszała w ciemności melodyjny głos.
- Jestem Konradzie – rozglądała się szukając rozmówcy.

Na ramieniu Bianki spoczęła dłoń. Odwróciła się, za nią stał uśmiechnięty bard. Narzucił jej płaszcz na plecy.

- W takim razie chodźmy.

Szli w milczeniu, serce dziewczyny biło jak oszalałe. Po chwili dotarli do myśliwskiej chaty, w której miejscowi bogacze zwykli ucztować po polowaniach. Ze środka dobiegały odgłosy zabawy i bladoczerwone światło.

***

Zarządca leśny wiązał konia. Zdziwiło go, że przy chacie były inne wierzchowce.

- Polowanie, bez mojej wiedzy? A jak się nadzieją na dzika, czy niedźwiedzia, to mnie będą chcieli ze skóry obedrzeć… – mamrotał pod nosem.

Skierował kroki do leśniczówki. Otwarł drzwi, w nozdrza uderzył go smród wszystkich możliwych ludzkich wydzielin, zakrył ręką nos i wszedł do środka. Widok, który ujrzał, zmroził mu krew w żyłach. Poćwiartowane ciała mężczyzn i kobiet leżały ułożone w koło, w środku którego w kałuży krwi leżał von Hrost w objęciach wieśniaczki. Dalej przy stole, nieopodal kominka, siedziało pięć dostojnie ubranych kobiet i mężczyzna w podróżnych łachmanach. Leśniczy próbował krzyknąć, lecz nie mógł wydobyć z siebie głosu. Tylko mu ręka zadrżała, gdy mężczyzna, o długich blond włosach, wstał.

- Miłość to wymysł młodych i głupich, którzy nie wiedzą czym pożądanie – śpiewał. Depcząc po ciałach zbliżał się w jego stronę – poznać pragnienie mogą jedynie, tylko gdy służą Tobie mój Panie!

Leśnik poczuł ukłucie w okolicy serca. Zdziwienie, ból, przerażenie i… ciemność. Wiecznie nienasycony Slaanesh przyjął na służbę i jego duszę.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


Jeremiah Covenant
    Niezłe, niezłe
Ocena:
0
Choć wydaje mi się, że za szybko przeszedłeś od rozwinięcia akcji, od tego spotkania Bianki i grajka, do sceny rytuału.

Co nie zmienia faktu, że mi się podobało ;)

PZDR647
14-02-2007 15:10
Keddar
    Niejednoznacznie
Ocena:
0
Znakomity wstęp i rozwinięcie akcji, ale moim zdaniem przejście pomiędzy rozwinięciem a zakończeniem zdecydowanie za szybkie. Autor mógł czytelnika jeszcze trochę poczarować opisami. Mimo to podobało mi się.

Pozdrawiam
14-02-2007 15:24
Viriel
   
Ocena:
0
W dziale szortów zazwyczaj nie będą się pojawiały rozbudowane i pełne opisów artykuły. Szort to o tyle ciekawa forma, ze pozwala na pewne niedomówienia i fabularne przeskoki.
14-02-2007 15:56
karp
    podpisuję się ręką i nogą
Ocena:
0
pod Viriel. Szorcię, choć czasami przyjmie formę opowiadania ma spełniać nieco inne funkcje. Ma pozostawić sporo niedomówień i miejsca do spozytkowania dla waszej wyobraźni. No i ma dać sięprzeczytać w czasie przerwy śniadaniowej ;)
14-02-2007 16:28
Widoom.Com
   
Ocena:
0
Tak, to prawda, co mówią - troszkę zbyt gwałtowny przeskok - ale to przecież cały urok młotka... Słodko -> gorzko.

Ogólnie szorcik przyjemny, dobrze napisany. Podoba mi się.

Pozdrawiam serdecznie.
14-02-2007 17:56
~fala

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
pomysł na wykorzystanie kultu Slaanesha przeciętny, ale wykonanie całego artu bardzo dobre; brakowało jednak tych paru zdań więcej :)
14-02-2007 18:14
triki
    Odpowiedż
Ocena:
0
Z uporem poszukiwacza Graala, bronić będę konstrukcji szorta. Za wszystkie uwagi dziękuje.
14-02-2007 18:22
16967

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Bardzo fajna opowieść, choć jedno mnie trapi. Wszystkie opowiadają o mordach, złu itd.
Jeśli by to wszystko podliczyć, wszyscy są albo martwi, albo kultystami;)
14-02-2007 21:59
~malleusbellum

Użytkownik niezarejestrowany
    Slaanesh Ka Ore, Ka Mate
Ocena:
0
Bardzo ciekawe, ciekawa inspiracja.

Pozdrawiam,
Wojtek

http://malleusbellum.wordpress.com
16-02-2007 12:41

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.