» Artykuły » Bohaterowie » Jonasz Pechowiec

Jonasz Pechowiec


wersja do druku
Redakcja: -1
Ilustracje: Piotr 'CE2AR' Stachurski

Jonasz Pechowiec
- Bracia, mój kubek już pusty, a nie mam ni pensa, by karczmarz dolał mi rumu. Miejcie litość nad starym żeglarzem, co by trzeźwy do chałupy wracać nie musiał, a nie poskąpię wam opowieści.

Trzej mężczyźni siedzący przy ławie nad sporych rozmiarów butelką zamilkło na chwilę. Najtęższy z nich, brzuchaty rudzielec, wskazał proszącemu wolne miejsce obok siebie, a gdy ów się dosiadł, nalał złocistego trunku do jego kubka. Wychudzone, pokryte kilkudniowym zarostem oblicze żeglarza natychmiast rozjaśnił uśmiech odsłaniający sine zęby.
- Wybawcy – westchnął nowy kompan i jednym haustem opróżnił naczynie – od razu lepiej – dodał. – Długo bawicie w Salkalten?
- Zawinęlim do portu wczorajszej nocy, a już jutro skoro świt kotwica idzie w górę – odrzekł rudzielec – my są od kapitana Schillera z "Gwiazdy Północy". To Niels – mówiąc to, wskazał na najmłodszego, jasnowłosego chudzielca – to Gerd – skinął głową na drugiego kompana, niskiego, ale krępego, o twarzy pokrytej gęstą, czarną brodą - a mi możesz mówić Schmidt. A ty na czym pływasz?
- Ból serce ściska, ale już czwarty rok w suchym doku siedzę – odrzekł. – Ostatnio pływałem pod kapitanem Torstenenem Veke na "Koniu Morskim", ale statek…
- Zatonął koło Lyonesse – Gerd wszedł mu w słowo. – Brat mego szwagra tam służył, ponoć jeno siedmiu ludzi przeżyło.
- Paskudnie - rzekł Schmidt – ale Manann daje, Manann odbiera, taki los, to chyba nie powód, by do końca życia usychać jak wyrzucona na brzeg meduza.
- Eh, żeby to było takie proste… Tęsknię do morza niczym młody majtek do bretońskiej murwy, ale nie dla mnie żeglowanie. Pierwszym statkiem, na jakim służyłem była kislevska pinka "Aurora", co po naszemu znaczy "Zorza" - zatopili ją Norsmeni ledwie kilka mil od Erengradu. Potem był "Wicher" kapitana Kislera - poszedł na dno nieopodal Salkalten. "Agnes" nie przetrwała sztormu koło Marienburga, a marienburgski galeon "Hans Petersen"…
- Zatopili bretońscy piraci – dokończył Schmidt.
- Zgadza się, mości panowie. Jam jest Jonasz Bauer, ale wszyscy zwą mnie Jonaszem Pechowcem, a żaden szanujący się kapitan nie weźmie mnie na deski swojego pokładu. Tedy choćby brakowało mi życia na morzu jak kislevskiemu bosmanowi klina o poranku, to nic z tego nie będzie. A skoro już o gorzałce, to może dolalibyście jeszcze jeden mały kubeczek.

Schmidt kiwnął głową i sięgnął po butelkę. Przy ławie zaległa cisza, ale w tawernie nikt nie zwrócił na to uwagi. Wieczorami w "Szkwale" było więcej marynarzy niż ryb na kutrze wracającym z porannego połowu. W końcu młody Niels, blady jak brzuch rekina, wyrzucił z siebie:
- Tyś jest Jonasz Przeklęty, biada nam!
- Głupiś chłopcze – skarcił go Schmidt – może i on przeklęty, ale na morzu, w porcie to co innego, prawda? – spojrzał pytająco na Jonasza.
- Prawda. Wszak każdego wieczora, a czasem i o poranku piję tutaj z różnymi marynarzami i snuję opowieści. Większość z tu obecnych zna mnie od kilku lat, a od kielicha ze mną nie stroni, tedy nie ma się czego obawiać.
- Ale, ale, Jonaszu, my tu gadu, gadu, a miała być opowieść – zagadnął Gerd – powiesz nam o "Koniu Morskim"? A może o tej kislevskiej pince?
- Ani o "Koniu Morskim", ani o "Aurorze", ani o żadnym innym znanym mi statku. Wybaczcie mi bracia, ale smutne to historie i bolesne, wielu żem tam kompanów stracił, tedy opowiem wam o pewnej małej mieścinie. Ale wcześniej, jeśli pozwolicie, chciałbym wznieść toast - za tych co na morzu!

Wypili zgodnie jednym haustem do dna. Gerd, krzywiąc się, podsunął Jonaszowi słój z kiszonymi ogórkami.
- Nie trza, wszak nie przyszedłem się do was najeść, jeno napić – uśmiechnął się.
- Racja – zarechotał Schmidt – a teraz czas na opowieść!

Jonasz zajrzał wymownie do pustego kubka, a gdy Schmidt nalał mu ponownie do pełna, wziął głęboki oddech i rozpoczął:
- Działo się to, gdy cesarz Magnus, Pobożnym zwany, był jeszcze żakiem w Nuln. Czasy były ciężkie, szlachta toczyła wojny o każdy skrawek Imperium, zielonoskórzy zeszli z gór, Chaos szczerbił skrwawione ziemie od północy, a biedni ludzie, jak to zwykle bywa, głodowali. W małym miasteczku, leżącym na zachodnim wybrzeżu Nordlandu, zwanym Ragenfurt…
- Pierwszy raz słyszę o takim mieście – przerwał mu Niels.
- A bo to moja wina, że świata nie znasz? – Jonasz wzruszył ramionami i szybkim ruchem wlał zawartość kubka do swoich ust.
- Nie przerywaj chłopcze – rzekł Gerd – a ty mów dalej.
- Ragenfurt nie miał się tak źle jak cała reszta Imperium, a zwłaszcza północ. Przez ćwierć wieku nie zaznał napaści Norsmenów, a jako że mieszkańcy żyli z morza, nie z roli, wojenna pożoga trawiąca lasy i pola nie dawała im się tak we znaki. Okoliczne wsie cierpiały głód po wyjątkowo słabych żniwach i nieraz zwracały się z prośbą o pomoc. Jednak burmistrz miasteczka Karl Geizkragen, który sam siebie nazywał zapobiegawczym, był człekiem wielce skąpym i o zimnym sercu. Nigdy nikogo nie wspomógł – ani żebraka z własnej kiesy, ani głodujących sąsiadów z miejskiego skarbca.
Nie on jeden jednak w Ragenfurcie był bezlitosny. Mieszkańcy tego portu ze spokojem patrzyli na umierających z głodu, oferując im suchy, ciemny chleb w cenie mięsiwa, a gdy nie było ich nań stać, wzruszali obojętnie ramionami, nic sobie nie robiąc z cudzej krzywdy.
Pewnego dnia, a było to wczesną wiosną, jeden z nielicznych dobrodusznych mieszkańców miasta, stary Eberhardt, znalazł nad morzem butelkę, a w niej list takiej oto treści:
Źle się dzieje w Ragenfurcie,
Ludzie mrą przy jego furcie.
Głodnych bogacz nie ratuje,
Bóg się nad nim nie zmiłuje.
Więc nadejdzie czasu trwoga,
I nie dla was litość Boga.

Ale stary bajarz, choć chętnie słuchano jego opowieści, uchodził za pijaka i nikt nie dawał wiary jego słowom. A skoro już o pijakach, w ustach mi zaschło i dalej ciężko mówić, bylibyście łaskawi… - Schmidt ponownie chwycił, niemal pustą już, butelkę i dolał Jonaszowi.

- Tak więc – bajarz wznowił opowieść – mieszkańcy Ragenfurtu zignorowali słowa Eberhardta, które miały być dla nich ostrzeżeniem. Pojawiły się jednak kolejne listy, a w nich kolejne ostrzeżenia. Znajdowali je marynarze, kapłani i ci z mieszczan, w których sercach gościła sprawiedliwość i dobro. Niektórzy mieszkańcy, oczywiście ci litościwi, zaczęli miewać nocami okropne koszmary, które sprawiały, iż bali się zasypiać. Na ulicach miasta pojawili się kaznodzieje przestrzegający bogaczy, ci jednak nadal niewiele sobie z tego robili.
Codziennie morze wyrzucało na brzeg kolejne butelki z wiadomościami. Doszło do tego, iż pewnego dnia była nimi usiana cała plaża…

- Kto wysyłał te listy? – zapytał Niels.
- Hę? – wybity z opowieści Jonasz zwrócił się w jego stronę i dodał. – Czy ktoś może mi dolać?
- Gorzałka się skończyła – rzekł Schmidt.
- To kupcie drugą butelkę, przecie nie będziemy o suchym pysku siedzieć, noc jeszcze młoda.
- Dla jednych młoda, dla innych nie – odpowiedział Gerd – o świcie wypływamy, a jak Stary Schiller poczuje od nas gorzałkę na wachcie, to źle z nami będzie. Tedy nam już starczy.
- Jak to tak, o suchym pysku mam mówić? – obruszył się Jonasz.
- Obiecałeś nam opowieść w zamian za kubek rumu – powiedział Schmidt ,odwracając pustą butelkę do góry dnem – tymczasem wypiłeś niemal całą gorzałkę, więc dokończ opowieść z łaski swojej.
- Skąd były te wiadomości? – powtórzył pytanie Niels.
- Znikąd – odburknął Jonasz. – To koniec opowieści.
- Jak to znikąd? Musiały skądś być, przecie tyle ich było. Jak to koniec, a co było dalej? –Niels nie dawał za wygraną.
- Wielka fala zatopiła całe miasto, koniec – rzekł Pechowiec, wstając od ławy i podnosząc pustą butelkę. – A teraz z całym szacunkiem możecie panowie, wraz ze swoim kapitanem, cmoknąć mnie w dupę.
- O brachu, tak pogrywał ze mną nie będziesz – Schmidt poderwał się od stołu, a za nim Gerd i Niels.

Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Jonasz z rozmachem walnął pustą butelką w głowę marynarza, który siedział plecami do niego, aż nieszczęśnik osunął się nieprzytomny na ławę. Jego kompani skoczyli jak oparzeni, ktoś chwycił za kufel, inny za nóż i w ciągu kilku sekund w "Szkwale" rozpętało się istne piekło.
Tego wieczora młody Niels stracił pierwsze zęby, a Schmidtowi po raz kolejny złamano nos. Gdy burda się skończyła, na nogach trzymało się ledwie kilka osób, a między nimi Gerd, rozglądający się półprzytomnym wzrokiem za bajarzem. Ale Jonasza nie było w tawernie, zniknął bez śladu jak pełna rumu butelka, stojąca na jednej z ław przy wyjściu.

***

Jonasz Bauer to łgarz, gawędziarz i moczymorda, który znalazł swój suchy port w Salkalten. Lubi snuć opowieści i nie ma problemu ze znalezieniem słuchaczy, zwłaszcza iż jako zapłaty oczekuje głównie butelki rumu. Jego opowieści, choć bywają ładne, są niemal w całości wymyślone, podobnie jak historia jego życia.
Jonasz w wieku piętnastu lat zaciągnął się na kislevską pinkę "Aurora". Mimo młodego wieku pił ze starymi marynarzami jak równy z równymi – tak długo, jak długo był w stanie podnieść kubek. Po jednej z popijaw w Erengradzie, nie obudził się na czas i statek wypłynął bez niego, co - jak się potem okazało - uratowało mu to życie, gdyż "Aurora" zatonęła następnego dnia.
Jonasz wrócił do Imperium, gdzie imał się różnych zajęć na lądzie, ale za każdym razem wylatywał z hukiem z powodu pijaństwa. Wrócił więc na morze, tym razem na okręt "Koń Morski", dowodzony przez surowego kapitana Torstenena Veke.
Ponownie z powodu pijaństwa popadł w tarapaty. Po karze chłosty dał się podpuścić i przystał do buntu przeciwko Veke. Jednak niedoszli piraci zostali w porę zdemaskowani, część z nich powieszono, a siedmiu – w tym Jonasza – bez żywności i wody, zostawiono na otwartym morzu. Po czterech dniach rozbitkowie zostali szczęśliwie odnalezieni przez inny statek, na którym dowiedzieli się, iż "Koń Morski" zatonął, a oni są jedynymi ocalałymi.
Kompani Jonasza, zataili, co stało się na ich okręcie i zaciągnęli się bezkarnie na inne jednostki, ale on sam stwierdził, że dwa razy Manann go oszczędził, a na trzeci czekał nie będzie.
Osiadł w Salkalten, gdzie sam stworzył swoją legendę, powtarzaną teraz w wielu portach nad Morzem Szponów, która zawsze wzbudza zaufanie i litość słuchających.
Jonasz Bauer ma trzydzieści trzy lata, choć wygląda na dziesięć więcej. Jest szczupły, średniego wzrostu, ma długie, zniszczone, posiwiałe włosy i ciemne oczy. Jego twarz niemal zawsze pokrywa tygodniowy zarost, a jako że nie stroni od bójek, nie brakuje na niej ich licznych śladów: krzywy nos, braki w uzębieniu, blizna na łuku brwiowym. Zazwyczaj jest spokojny, ale gdy brakuje mu alkoholu, potrafi nieźle narozrabiać.

Jonasz Bauer vel Jonasz Pechowiec
Rasa: człowiek
Profesja wstępna: żeglarz
Profesja obecna: bajarz


Umiejętności: czytanie i pisanie, gadanina, kuglarstwo (gawędziarstwo), kuglarstwo (komedianctwo), mocna głowa +10, plotkowanie +10, pływanie, przekonywanie, unik, wiedza (Imperium) +10, wiedza (Jałowa Kraina) +10, wioślarstwo, wspinaczka, znajomość języka (kislevski) +20, znajomość języka (staroświatowy) +10, żeglarstwo
Zdolności: bardzo silny, bijatyka, charyzmatyczny, obieżyświat, przemawianie, szybki refleks, twardziel
Ekwipunek: ubranie (niegdyś) najlepszej jakości, kapelusz, nóż, 4 szylingi i 65 pensów

Wszystkie zmiany współczynników wynikające ze Zdolności zostały uwzględnione w statystykach.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Komentarze


Radowid
   
Ocena:
0
Fajne. Lubie morski klimat.
28-09-2008 19:58
Jeremiah Covenant
   
Ocena:
0
Zaciekawiłeś mnie :)
28-09-2008 22:33
Nekris
   
Ocena:
0
Ekhm, nie chcę tu nikomu patyka w oko wpychać, ale pan redaktor, jak widzę nie ma pojęcia, jak ma się interpunkcja do kwestii dialogowych ;) Aha, a "co by" piszę się łącznie, czyli "coby" ;) A kilka zdań mogłoby pójść do gruntownej przeróbki. Na ten przykład takie: "Nigdy nikogo nie wspomógł – ani żebraka z własnej kiesy, ani głodujących sąsiadów z miejskiego skarbca", bo ten drugi człon taki dwuznaczny jest i zgrzyta. Ech, no redakcjo. Jakże tak? Cudze teksty wyżej jakością stoją niźli Wasze? ;)

Jeszcze wytknę tylko dwa nielogizmy, które rzuciły mi się w oczy. Pierwszy - Jonas pije od 15-ego roku życia, a ma jeszcze siłę uczestniczyć w karczemnych burdach? Po tylu latach, to on wrak jest, a nie człowiek. Że tak powiem, po jednym strzale by się nogami nakrył. A drugi nielogizm? No, rum ogórkami zagryzać? Rum to nie wódka, panie dzieju ;)

Niemniej, ciekawy pomysł na barwną postać. Doskonale nada się na... no, właśnie. Na tło. A tyle trąbicie o tych zajawkach na przygody, o tym, żeby się to to dało w sesji wykorzystać. Mógłbyś, Karpiu, podsunąć parę pomysłów na końcu arta.

I jeszcze się rysownika czepię, a co :) - czemu ten Jonas ma rączki, jak niemowlę? (dobra, już nic nie mówię. Doskonale wiem, że dłonie ciężko się rysuje ;) )

A na koniec drobne pytanko - ta profesja bajarza to skąd? Źródło można prosić? Chętnie zobaczę.
29-09-2008 06:12
karp
   
Ocena:
0
Dziękuję za krytykę, która zapewne zachęci nas do większej pracy nad sobą (albo zupełnej rezygnacji z tego co robimy ;))

Odpowiem na zarzuty dotyczace bezpośrednio mnie:
- picie alkoholu przez 20 lat: osobiście znam ludzi, którzy mimo prób leczenia piją codziennie i nie przeszkadza im to pracować fizycznie osiem godzin dziennie. zapewniam Cię, ze wśród pijących, są nie tylko "żule". poza tym, zauważ, iż Jonasz wszczyna rozrubę, a nie turbuje srogich marynarzy.

- zagryzanie ogórkiem rumu - jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. ogórki z rumem w tawernie łączy to, ze jedno i drugie jest tanie. czy to aż tak strasznie razi? bo odniosłem - zapewne mylne - wrażenie, że szukasz dziury w całym.

- wykorzystanie tekstu:
1 - Jonasz jest gotowym do wykorzystania od już BNem, który może być np. źródłem informaji dla drużyny
2 - Jonasz jest gotowym BG, o ile oczywiście MG zgodzi się zastosować zasady z LF1 i da graczom na starcie 1200 PD
3 - Opisaną powyżej scenkę można bez problemu zaaranżować na sesji, wstawiając zamiast marynarzy naszą drużynę

- profesja bajarza została opisana w jednym z kluczowych dodatków do WFRP 2 ed. - Dziedzictwie Sigmara.
29-09-2008 08:39
~musk

Użytkownik niezarejestrowany
    praca na plus
Ocena:
0
Tez mam wrazenie, ze Nekris jest zbyt surowy w ocenach. Omskniec interpunkcyjnych do kardynalnych bledow zaliczyc nie mozna, a ogorki i te inne - coz, to tez nie blad. Moze Jonasz jest w ciazy, czy cos? ;)
A jesli chodzi o drugoplanowosc tego BNa - akurat mi sie to podoba. Wprowadzajac te postac ozywiamy po prostu swiat, sprawiamy, ze jest on bardziej przekonujacy. Z mojego doswiadczenia wynika, ze opieranie przygod/scenariuszy/kampanii o jednego BNa nie wychodzi najlepiej (znacznie lepiej, jesli to splot roznych wydarzen i sytuacji stanowi os scenariusza). A Jonasz jest bohaterem jednej sceny i wlasanie tyle od niego oczekuje. Latwy do wprowadzenie w scenariuszu, wystarczajaco wyrazisty, ale nieprzekombinowany.
W mojej ocenie - praca na plus.
29-09-2008 09:40
CE2AR
    Nekris,
Ocena:
0
Rysownik bije się w piersi i obiecuje poprawę – niestety taki jest efekt, gdy robi się rysunek po nocach, na ostatnią chwilę :D
29-09-2008 13:52
~hallucyon

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Przepraszam za taką ilość przeoczonych błędów.

Muszę przyznać, co słusznie wytknął mi Nekris, że interpunkcja dialogów jest moją słabą stroną. Niestety, nie znalazłem żadnego podręcznika, który wykłada jej reguły - nawet świetne "Zasady interpunkcji" Stanisława Jodłowskiego poświęcają temu zagadnieniu jakieś pół strony - a dekodowanie owych prawideł z polskich dzieł literackich nie odniosło, jak widać, pożądanego skutku.

Stąd moje pytanie: czy możesz polecić mi jakiś podręcznik (poradnik), Nekrisie?
29-09-2008 17:20
Nekris
   
Ocena:
0
@ karp

- odnośnie alkoholizmu najwyraźniej doświadczenia mamy inne. Cóż, wierzę na słowo. Problem jednak jest zgoła innej natury. Otóż, u nas (we współczesnej rzeczywistości, znaczy się) dostęp do żywności jest o wiele lepszy. Organizm ma okazję za marne grosze przyswoić wszelkie niezbędne witaminki. Jonas zaś żyje we wczesnym renesansie i dietkę ma dosyć skromną. Ale mniejsza o to...

Swoją drogą, właśnie zacząłem się zastanawiać z czego ten facet się utrzymuje? Okrada pijaków, czy jak?

- rum i ogórki. Nie przekonałeś mnie. Czemu? A temu, że rum ma to do siebie, że niczym nie trzeba zagryzać. To nie wóda. Nie wypala gardzieli, nie wyciska łez z oczu, lecz, że tak powiem, wchodzi jak złoto, a procentów nie czuć ;) Kiedyś w ramach zdobywania MGowskich doświadczeń zakupiłem najpodlejszy rum w Pradze i herbatką go nie plugawiłem, więc wiem, co mówię ;)

- wykorzystanie tekstu:
No, widzisz? I nie można było tych paru zdań rozbudować i dodać na koniec tekstu? ;) Ja tam wyjadacz jestem, stare próchno, więc sobie poradzę, ale początkującym się przyda parę wskazówek.

- Bajarz... A dziękuję ;) Pamięć szwankuje, a dodatku nie miałem pod ręką.

@ CE2AR
A tam. Można i po nocach robić. Ogólnie rysunek jest niezły. Jonas naprawdę wygląda jak żul. Wykadrować tylko można było, żeby te rączki nie gryzły. A tak swoją drogą, taka wskazóweczka, która, przynajmniej dla mnie, całkiem pożyteczna jest:

Problem z rączkami? Twarzą? No, to znaleźć jakiś "point of reference", zdjęcie z netu/inny rusynek i bezczelnie przerysować interesującą nas część ciała. Poza poszukiwaniami, sprawa nie jest skomplikowana. A efekty? No, bardziej realistyczne, jak mi się zdaje. ;)

@ hallucyon

Polecić Ci nic niestety nie mogę, bo podręczniki, poradniki, tudzież wszelkie inne Bardzo Mądre Książki albo milczą na temat interpunkcji w dialogach, albo opisują ją niemiłosiernie zdawkowo.

Także - knigi niet.

Chciałem Ci zapodać linka do ciekawego artykułu na "Esensji", ale gdzieś go zgubiłem. Jak znajdę mogę podesłać na PW albo maila. Póki co mogę polecić pewien wątek redaktorski na fahrenheitowym forum.

http://www.fahrenheit.net.pl/forum /viewtopic.php?t=628&postdays=0&pos t order=asc&start=0

Fabryka Słów jakościowo (enschuldigen za język) gniecie dupę, więc słowom redakcji raczej można zawierzyć. W razie wątpliwości spytać też można. REDzi gryzą tylko czasami.

Ewentualnie, możesz rzucić okiem na wątek, gdzie niżej podpisany i Herr Rubens się wymądrzają na temat interpunkcji. Oto linka:

http://forum.uguisu.pl/viewtopic.p hp?t=61

A żeby nie było, że się forumowym bełkotem i własnymi dywagacjami podpieram, to zapytałem też pewnego znajomego pana doktora-polonistę, który orzekł to samo, co i redakcja FH. No, to chyba siem nie mylem. ;)

@ all

Surowo, surowo... Pewnie, że surowo.

Są dwie rzeczy, które wpływają na jakość płodów literackich.

Pierwsza - konkurencja. Tu Polter nie ma raczej sobie równych, bo i Valkiria, i Gildia, i Drachenfels popadły w zdumiewającą stagnację. Tak więc polterowa redakcyja nie musi się przejmować, że "oni, tam, są od nas lepsi".

Druga - krytyka. Jak ktoś walcem po tekście przejedzie, to się autor na przyszłość nauczy. A ja nawet do walca nie wsiadłem. Ot, tylko miotłą od niechcenia przejechałem.

A poza tym, cóż... praca, praca. Fach redaktorsko-korektorsko-translacyjny się odbija na obieraniu tekstów. Nabawiłem się czepialstwa, przyznaję, ale patrz akapit powyżej.

W swej pokorze liczę jedynie, że moja krytyka nie zostanie odebrana jak awanturowanie się, że moje komentarze zostaną odebrane jako dobre rady, a nie chciejstwo i wichrzycielstwo. Wszak zależy mi tylko na podbijaniu jakości. ;)
30-09-2008 17:19
~hallucyon

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Jeśli po wypowiedzi następuje wyjaśnienie narracyjne, nie mające z paszczą nic wspólnego - wypowiedź kończymy kropką (innym znakiem), a wyjaśnienie piszemy wielką literą.

O, tego mi trzeba było.

Wielkie dzięki.
30-09-2008 18:17
~hallucyon

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Co się zaś tyczy długoletniego alkoholizmu, zapominasz, Nekrisie, że dzisiejsze trunki z reguły mają wyższą zawartość alkoholu niż ich odpowiedniki z poprzednich epok, a dość wątpliwym przywilejem cywilizacyjnym jest spożywanie w żywności dużej ilości chemikaliów, co z pewnością przyspiesza niszczenie wątroby u osoby nadużywającej alkohol.
30-09-2008 18:31
karp
    Rum
Ocena:
0
No, tutaj doswiadczenia mamy różne, ale mogą sie brać stąd, iż tani czeski Rum Tuzemsky jest pychotką i ma sie nijak do naszego Rumu marki Rum (butla z czerwoną etykietą). Rum Tuzemsky musiałem rozrabiać w drinkach tylko ten w wersji 80% ;). Szkoda, ze ani jednego, ani drugiego już nie ma, moze to wplyw UE i scisłego określenia nazwy Rum. Na pociechę dodam, ze Czesi swoje cudo nadal robią, pod nazwą Tuzemnak.

Rum w nadmorskiej tawernie w realiach wfrp ma się nijak do znanych nam trunków, to nie Morgan, Baccardi, czy Havana, ani nawet wspomniany wcześniej Tuzemnak. To parszywy w smaku trunek, który ma kopać w miarę szybko. Po takim czymś czasami trzeba zagryźć - w zasadzie obojętnie czym. Choc nie podważam sprawdzonej tezy, ze ogórki pasują do wódy, a do obecnie nam znanego rumu mają sie nijak.

No, widzisz? I nie można było tych paru zdań rozbudować i dodać na koniec tekstu?
Lubię pisać pomysły na wykorzystanie itp., ale nie lubię pisać rzeczy oczywistych. Podałem je w punktach na Twoja - powiedzmy - prośbę, ale nie sądzę, aby kogoś to olśniło i bez tego nie umiał wykorzystać tekstu.
30-09-2008 18:46

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.