» Czytelnia » Szorty » Dwa szylingi

Dwa szylingi

Dwa szylingi
Może były od nas silniejsze, z pewnością było ich więcej, ale cóż to znaczy wobec hartu ducha, żelaznej dyscypliny i błogosławieństwa samego Sigmara? Ich wściekły ryk i pęd, były niczym wzburzone fale Morza Szponów, które, kawałek po kawałku, wydzierają skrawki Imperium. Jednak nasze zwarte szeregi trwały jak białe klify na wschód od Salkalten. Niezmiennie od wieków. Nie zamierzaliśmy ustąpić.

Pierwsza salwa arkebuzów prawie nie zrobiła na wrogach wrażenia, druga huknęła niemal w ostatniej chwili, gdy znajdowali się nie więcej niż kilka kroków od szeregu pawęży. Już widziałem żar ich ślepi, niemal czułem smród ohydnych ciał i oddechów, jeszcze chwila, mgnienie oka i ich pałki i topory uderzyły w tarcze pierwszego szeregu.

- Trzymaaaaać szyk! – wrzasnąłem, starając się przekrzyknąć zgiełk bitwy – Trzymaaaać, bo łby pourywam!

Wiedziałem jednak, że ustąpią, równie dobrze mogliby stawać przeciwko bretońskiej kawalerii w pełnym galopie. Rozpędzeni zwierzoludzie runęli na nas zbitą ciżbą, każda bestia rwała się do przodu spragniona świeżej krwi. Potwory z radością oddawały życie, nadziewając się na nasze włócznie, byleby choć raz ugodzić przeciwnika.

Mimo to dwie salwy z broni prochowej i pawęże wypełniły swoje zadanie, spowolniły zwierzoludzi, wybiły ich z rytmu, z pędu po krew, śmierć i zniszczenie. Arkebuzerzy z II Hochlandzkiego Regimentu Artylerii wycofywali się między naszymi szeregami, przeładowując broń, pawężnicy nie mieli tyle szczęścia. A za nimi staliśmy już my, Czarna Straż Ostlandu.

- Oooodstęp! Formaaaacjaaa! Za Sigmara! Za Wooolfenbuuurg! – ryknąłem.

Ruszyliśmy niczym machina zagłady, powoli, systematycznie, prąc do przodu. Nasze ciężkie miecze spadły na ich karki niczym gniew bogów, poobcinane kończyny i łby układały się w krwawy kobierzec pod naszymi stopami. Holger jednym cięciem niemal przepołowił dwukrotnie większego od siebie minotaura, jednak nim potwor padł, opuścił topór wprost na jego głowę. Zamach, ciecie, zamach, ciecie. Równo. Atak bestii zatrzymał się na moment. Kątem oka dostrzegłem przebitego włócznią sierżanta Verta.

- W przóóód, raaaaz! – głęboki oddech – Raaaz! – zamach, cięcie - Wooolfenbuurg! – darłem się jak opętany. Ruszyliśmy raz jeszcze, krok po kroku. Potężny cios odrąbał Wolfgangowi rękę na wysokości łokcia. Kurt Przystojniak padł na wznak uderzony w głowę, kolejna blizna nie zrobi mu różnicy, o ile jeszcze kiedyś wstanie. Moi ludzie. Iluż ich zostawiłem na polach bitew w całym Imperium? Ilu zostawię tutaj?

Kolejna salwa wystrzelona zza naszych pleców przerzedziła szeregi napastników i sprawiła, iż przestałem słyszeć. Zamach, cięcie, krok w przód. Zamach… Wówczas rozległ się grzmot kolejnego wybuchu, który położył tyluż zwierzoludzi, co naszych. Padłem przywalony cielskiem bestii, która jeszcze przed chwilą parła wprost na mnie. Cała twarz piekła jakby ktoś oblał mnie wrzątkiem. Zielonkawy, gryzący w gardło dym unosił się nad ciałami rannych i poległych. Nie mogłem złapać oddechu.
***


Pierwsze co pamiętam to przeszywający ból całej twarzy. No cóż, nigdy nie byłem piękny, ale teraz będę chyba płacił markietankom podwójną dolę. W dodatku ciągle piszczało mi w głowie - czyżbym już na zawsze miał utracić słuch? Ogarnąłem wzrokiem pobojowisko, nie było wątpliwości kto wygrał, bo nie było na nim żadnych rannych. Dwudziestu siedmiu doborowych knechtów, spośród czterech tuzinów, które wyruszyły ze mną, zostanie na tym polu na zawsze. Moi ludzie. Niech Morr przyjmie ich do swego królestwa. Co z resztą? Zdołali się wycofać, czy trafili do niewoli?

Czarna Gwardia od wieków służyła Imperium, stając często przeciwko nieumarłym. To dlatego, zgodnie ze zwyczajem, przed bitwą każdy z nas otrzymywał dwa srebrne szylingi, aby po śmierci wizerunek cesarza i szlachetny kruszec chronił nasze ciała przed zakusami nekromantów i wampirzych władców. Para wdowich srebrników, które tradycja nakazywała położyć na powiekach poległych. Odwracałem ich, jednego po drugim, wyciągałem szylingi z sakiewek i żegnałem każdego, z imieniem i błogosławieństwem, zasłaniając srebrem szkliste, martwe oczy.

Przy szóstych zwłokach zorientowałem się, że nie jestem sam. Byłem głuchy, ale nie ślepy, dwóch szło wprost na mnie, a trzeci zachodził od tyłu. Brudni, wygłodzeni, ostlandcy chłopi, niczym wściekłe wilki, które zamiast kłów i pazurów miały widły i cepy. Patrzyli na mnie z nienawiścią, wskazywali paluchami, dając sobie znaki i wykrzykując coś w moim kierunku. Najbliżej leżał miecz Verta. Zamach, cięcie, krok do przodu, zamach…
***


Słuch powoli mi wracał, choć podejrzewam, że nigdy nie będzie już taki jak niegdyś. Nie mogłem jednak wydobyć z siebie głosu, przeklęty zielony dym spalił nie tylko moją twarz, ale i gardło. Dobrze, iż nie wypalił mego ducha. Twarz już nie piekła, ale swędziała jak cholera. Błąkałem się już szósty dzień, pożywienie dawno się skończyło, a na znalezienie zapasów nie miałem co liczyć. Wodę chłeptałem jak pies wprost z cieknących po skałach strumyków.

Trafiłem do wisi Wilhelmsdorf, bywałem tam już wcześniej, jednak tym razem przeklęta horda i tutaj była przede mną. Studnia pełna trupów, ciało kobiety przybite do płotu jak tarcza strzelnicza, nadgryzione zwłoki kilkuletniego chłopca. Nie oszczędzono nikogo z mieszkańców, nie znaczyło to jednak, że we wsi nie było nikogo żywego.

Plugawy mutant miał ludzkie ciało, ale już z daleka powarkiwał jak pies. Podszedłem go ostrożnie, lecz chyba wyczuł moją obecność, bo przerwał obgryzanie z mięsa kawałka kości i odwrócił się gwałtownie w stronę, z której nadchodziłem. Miał pokryty sierścią psi pysk, z dużym, węszącym, czarnym nosem. Warknął ostrzegawczo, ale nie bał się mnie. Dopiero gdy zrobiłem zamach mieczem dostrzegłem w jego oczach ni to przerażenie, ni zaskoczenie.

Godzinę drogi na północ od wsi, znajdował się stary kasztel, należący do szlachcica, który władał tymi ziemiami. Pan Albrecht Bierkenhoffen był przed laty chorążym w naszym regimencie, wiedział zatem jak walczyć ze zwierzoludźmi. Mimo to ruszyłem tam bez wielkiej nadziei. Jak się okazało moje obawy były słuszne, horda Chaosu wyprzedziła mnie o dobę. Bramę rozbito, domostwo splądrowano i spalono, a mieszkańców wyrżnięto. Wszedłem w zgliszcza, łudząc się, iż znajdę cokolwiek do jedzenia.

Tym razem bestie musiały się śpieszyć, gdyż wyszperałem w tym co zostało z kuchni kawałek chleba, kwaszone ogórki, cebulę i garniec z powidłami. Starałem się nie jeść szybko i zachłannie, wiedziałem, że może mnie to doprowadzić do poważnych dolegliwości żołądkowych, widziałem już jak to się kończy. Ale co innego o czymś wiedzieć, a co innego nie jeść nic przez dwa dni. Nagle ciszę rozdarł huk wystrzału- kula świsnęła tuż obok mej głowy. Odwróciłem się, porywając oparty o stół miecz i wzniosłem go do ataku. Kilka metrów przede mną stał – jak się domyślałem - gospodarz, stary żołnierz, z dymiącym pistoletem wymierzonym w moją stronę.

Nie bał się, patrzył ze spokojem, choć jeszcze przed chwilą traktował mnie jak szabrownika. Podszedłem doń spokojnie i wyjąłem pistolet z jego drżącej dłoni. Dostrzegłem, że starzec był ranny, ledwie trzymał się na nogach, a do prawego boku przyciskał zakrwawione szarpie. Wziąłem go pod ramię i posadziłem w kuchni, na ławie. Staruszek albo był strasznie honorny, albo w szoku, bo wyrywał się jak szaleniec. Musiałem wiedzieć co tutaj dokładnie zaszło, ilu ich było, w którą stronę poszli. Próbowałem zapytać, ale przez moje gardło przechodziły jedynie pomruki, przypominające odgłosy wydawane przez głodnego niedźwiedzia.

Kartkę i inkaust znalazłem w pokoju obok, leżały na sekretarzyku pod pękniętym lustrem. Spojrzałem na swoje odbicie bez obawy, wszak byłem żołnierzem Imperium, a nie młodą dzierlatką. Jednak to co zobaczyłem w lustrze, złamało mnie. Zawyłem jak raniony zwierz i padłem na stojące nieopodal krzesło. Nie wiem jak długo siedziałem, ale w końcu zebrałem się w sobie, sięgnąłem po czystą kartę, pióro i inkaust. Gdy skończyłem pisać, nabiłem pistolet i wróciłem do kuchni, do starego weterana, który miał więcej wojennego szczęścia ode mnie.

Przyklęknąłem przy nim i podałem mu broń, wystawiając przed siebie kartkę. Zmrużył oczy jakby nie rozumiejąc o co chodzi, a potem przeczytał łamiącym się głosem:

Nie stać mnie na pochówek, lecz w mej dłoni znajdziesz dwa srebrne szylingi. Połóż je na mych powiekach, aby mój duch zaznał spokoju, gdyż tak każe stary zwyczaj. Pomóż: jak żołnierz żołnierzowi.

Zmęczony, ranny gospodarz spojrzał raz jeszcze w moje zwierzęce ślepia, na pokrytą łuską twarz i pokiwał ze zrozumieniem głową. Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w ciszę.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Tagi: szorty | WFRP | karp



Czytaj również

Komentarze


Maestro
   
Ocena:
0
Fajny short, z klimatem. Dobrze się czyta.
Gratuluję też ilustracji!
25-05-2010 16:02
Armoks
   
Ocena:
0
Świetny tekst. W sam raz nastroił mnie na jutrzejszą sesję :)
25-05-2010 18:01
~N.

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Niesamowite. Panie Danielu, zaden Pana tekst mnie jeszcze nie rozczarowal. Ilekroć natykam sie na scenariusz lub opowiadanie sa one zawsze genialne. I jak zwykle licze ze nie jest to ostatnie.
Moze tak zbior opowiadan?
25-05-2010 18:57
Pantokrator
   
Ocena:
0
Świetny short, gratuluję. Czytało się bardzo przyjemnie, szybka akcja, brak przestojów i kompletna, krótka fabuła. Choć trochę sztampowo, bo w sumie chaos znów zatriumfował - jak zwykle.
25-05-2010 22:10
ivilboy
   
Ocena:
0
Fajna historia, krótko, zwięźle i na temat. Chyba ściągnę z półki podręcznik do Warhammera :)
25-05-2010 23:11
karp
   
Ocena:
+3
Dzięki za miłe słowa, aż się czlowiekowi chce do następnego tekstu siadać.

@N.
Moze tak zbior opowiadan?
W sensie druku? To trochę tak jak w tej anegdocie:
- czy tygrys w zoo w moskwie zjadłby 20 kg mięsa dziennie?
- ano zjadłby, tylko kto mu da?

Kiedyś chciałem skrobnąć notkę na blogu na temat "wspołpracy" z pismami, ale to byłby bardzo nudny wpis: wysyłasz tekst, czekasz miesiąc, pytasz, czekasz drugi miesiąc, pytasz, trzeci miesiac... Nie to, żebym uważał sie za jakiegoś Martina, czy Grzędowicza, swoje miejsce w szeregu znam, ale raz chcialbym po prostu dostać odpowiedź. Jakąkolwiek.

Jesli zaś chodzi o publikacje sieciowe, to tutaj w dziale mam już swój zbiorek ;)
26-05-2010 09:31
Khil
   
Ocena:
0
A i faktycznie, bardzo zgrabny tekścik; szkoda jeno, że short, bo jest to short pełną gębą. Krótki, za krótki, chciałoby się więcej. Czytało się ciekawie, szczególnie po opisie bitwy (który towarzyszy co drugiemu opowiadaniu w realiach WF), a zaskakujący tryumf Chaosu (takoż często obecny) wcale mi nie przeszkadzał - wręcz odwrotnie! Toć to przecież Warhammer.

Pozdrawiam i gratuluję pióra
26-05-2010 19:27
~hallucyon

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Istotnie, świetny tekst. Gratulacje!
26-05-2010 20:10
DevilaN
   
Ocena:
0
Nie przepadam za żołnierskimi klimatami i ciągłymi wstawkami w stylu "krok, cięcie, krok, cięcie", ale pomijając to moje skrzywienie, to czytało się całkiem znośnie i ciekawie.
Zakończenie mnie co prawda nie zaskoczyło jakoś specjalnie, ni mniej jednak gratuluję zdolności i czekam na więcej :)

Pozdrawiam

PS. Zaskakująca jest narracja w sensie opowiadania (gawędy) podczas gdy gawędziarz ucztuje już w ogrodach Morra. Być może opowiada innym współbiesiadnikom "jak się tu dostałem" :-)
26-05-2010 20:35
whitlow
   
Ocena:
0
Takoż i mnie się podobało. WH fantasy jak i S-F mają ten specyficzny, batalistyczny klimat, który dobrze oddałeś.
Końcówka bardzo dobra, ja osobiście sądziłem, że gościa zeszpecił wybuch prochu, a tu proszę, to czego dowiadujemy się na końcu nadaje zupełnie inny wymiar takoż faktowi jego ocalenia jak i walki z mutantem w wiosce.

Tak mi przyszło na myśl, w przypadku wieśniaków nic by się nie zmieniło, nawet gdyby nie pomutował...

Podsumowując utwory w uniwersum WH cenie za soczyste opisy sieki, nie pozbawione jednak głębszych rozkminek, Tobie się udało to uzyskać i za to otworze se zara browara :)

Zdrówko!

27-05-2010 02:31
chaosyta
   
Ocena:
0
Witam.

Ja dla odmiany znalazłem wiele nieścisłości, które mnie bardzo drażnią.

1. Pawęże? Toć armia imperialna nie korzystała z takich śmiesznych wynalazków. Może obecni byli najemnicy z Tilei? Tylko po co? Bo pawęże służyły do obrony przed pociskami, a nie do zrobienia płotka dla wroga. Prędzej jakiś oddział włóczników bym tu wstawił.

2. Arkebuzerzy? Z Regimentu Artylerii? Czemu nie muszkieterzy? Strzelcy to oddział walczący a artyleria wsparcia. Jak mogą być w tym samym regimencie?

3. Czy dowódca był upośledzony skoro ustawił strzelców przed piechotą i nie wycofał ich przed atakiem zwierzoludzi?

4."Czarna Gwardia od wieków służyła Imperium, stając często przeciwko nieumarłym." Tutaj chyba mylisz Czarną Gwardię Ostlandu - czyli landsknechtów z opowiadania - z Zakonem Czarnej Gwardii Morra, która to faktycznie zwalcza nieumarłych.

5. Przydałby się bogatszy opis owego "plugawego mutanta" o włochatym psim pysku z dużym nosem, warczącym i obgryzającym kość, bo z tym opisem zobrazowałem sobie jak nasz bohater mierzy swoim zweihanderem w biednego Burka :D

6. "Jak się okazało moje obawy były słuszne, horda Chaosu wyprzedziła mnie o dobę." Opisy jak to bohater się włóczy po okolicy zaraz za hordą sugerują, że owa "horda" to kilkudziesięciu zwierzoludzi plądrujących okoliczne wioski, a nie jedna z większych armii, która kroczyła na Imperium.

7. "Wziąłem go pod ramię i posadziłem w kuchni, na ławie. Staruszek albo był strasznie honorny, albo w szoku, bo wyrywał się jak szaleniec. " To w końcu dał się wziąć pod rękę czy wyrywał się jak szalony?

8. Kartka papieru i inkaust leżały na sekretarzyku. W ZGLISZCZACH BUDYNKU?!?!?!

9. Po odebraniu pistoletu bohater go przeładował. Czym? Kartką i atramentem? MacGyver czy Steven Seagal?

Tak więc moim zdaniem: nie, opowiadanie nie jest świetne, co najwyżej dostateczne.
27-05-2010 13:24
Krishakh
    @chaosyta
Ocena:
+1
Redakcja WFRP z chęcią zamieści maksymalnie drobiazgowe, doskonale spójne, perfekcyjnie osadzone w realiach Warhammera, bardzo dobre opowiadania przysłane z zewnątrz.
27-05-2010 13:37
chaosyta
    @Krishakh
Ocena:
0
To jak takie zamieścicie to koniecznie je dobrze oznaczcie :P

Mój post nie ma na celu zgnoić autora. Zwróciłem jedynie uwagę na rzeczy, które podczas czytania mnie drażniły.
Nie będę bawił się w klakiera tak jak inni: "świetne", "niesamowite", "wydaj zbiór opowiadań". Wyraziłem swoje zdanie, które w tym przypadku jest akurat krytyczne. Może autor weźmie choć jedną z uwag do siebie i w przyszłości uniknie jakiegoś błędu. Poprzez krytykę ludzie się doskonalą.

Ale rozumiem, że ty hołdujesz poglądowi "jak nie potrafisz lepiej, to siedź cicho".
27-05-2010 13:49
Krishakh
    @chaosyta
Ocena:
0
Ale rozumiem, że ty hołdujesz poglądowi "jak nie potrafisz lepiej, to siedź cicho".
Wręcz przeciwnie- ale do pisania gorąco zapraszam ;).
27-05-2010 13:54
karp
   
Ocena:
+1
Dzieki za uwagi, postaram się odpowiedziec choc po częsci:

1. za wiki: Pawęż lub pawęza, z wł. pavese – rodzaj tarczy w kształcie czworokąta, wysoka (nawet do wysokości ramion dorosłego mężczyzny), z pionową wypukłością pośrodku (...) Niekiedy posiadała także wycięcie (wizjer) w górnej części, ułatwiające użycie kuszy lub broni palnej.

2. Być moze faktycznie powinienem uzyć nazwy muszkieterzy, bo arkebuzarzy to jazda, ale idąc za wiki: "Arkebuzerami są także nazywani muszkieterzy uzbrojeni w arkebuzy".

3. Strzelcy stali za pawężami i wycofali się po ostatniej salwie.

4. Nie czytałem podawanego przez Ciebie opowiadania, ale opis formacji znam z EaT, chodzi o tą samą. Nie rozumiem tylko gdzi etu zarzut?

5. Nie bardzo wiem co odpowiedziec, opis zaczyna się od "Plugawy mutant miał ludzkie ciało" - co tu jeszcze mialbym dodać aby nie kojarzył sie tylko z burkiem?

6. Do splądrowania dworku nie trzeba wielkiej armii. Nigdzie nie podaję liczebności owej hordy.

7. Nie widze sprzeczności, mozesz prowadzic kogos kto sie wyrywa (chyba, ze się wyrwał - ale tego w tekście nie ma)

8. Fakt nieprecyzyjny opis powinno byc nie tyle domostwo spladrowano i spalono, co podpalono. Równie dobrze powinno nie byc kuchni, stołu, krzeseł, sekretarzyka, drzwi, itp. Dalszy opis sugeruje, ze domostwo choć zniszczone, przetrwalo. Jednak jak widać sugeruje niewystarczajaco.

9. Tuszę, iż jako osoba zorientowana w militariach orientujesz sie czym przeladować pistolet, możesz zatem jedynie zapytać skąd wziął proch przebitkęi kulę, a odpowiedzi sa dwie: jako zołnierz miał, albo znalazł na miejscu.

Z uwagami militarnymi mogę sie zgodzić, mogę polemizować, ale przez niepotrzebne czepianie sie w kilku punktach, komentarz jest nie tyle świetny, co najwyżej dostateczny ;)

-------------------------
Edit - Krishakh - nie kazdy komentujący musi sam pisac, tak jak nie kazdy pijący wino musi sam je pędzić. Doceniam, ze komus chce sie skomentować po przeczytaniu i to jeszcze tak obszenie - dzięki.
27-05-2010 13:55
chaosyta
   
Ocena:
0
1. Właśnie o to chodzi że pawęże były na tyle duże, żeby schować strzelca w trakcie ostrzału i na tyle nieporęczne, że w walce wręcz ciężko ich było używać.

3. Ostatnia salwa nie powinna mieć miejsca. W odpowiednim czasie strzelców powinno się wycofać, bo są zbyt cenni.

4. Tutaj w takim razie może chodzić o ten sam Zakon.

5. Pardon. Czytałem ten akapit trzy razy i za każdym razem mi umykało. Wstyd :)

6. Po ostlandczykach, Wolfenburgu, hordzie z działami chaosu i przyrównaniu do Morza Szponów byłem przekonany, że chodzi o armię Archaona :)

7. Ja tutaj widzę wiele sprzeczności. Gospodarz strzela do mutanta, mutant odbiera mu pistolet i wręcz pomaga rannemu usiąść, ten się wyrywa jak szalony, po czym jak mutant wychodzi do drugiego pokoju to on pokornie dalej sobie siedzi...

9. Wybieram opcję drugą "znalazł na miejscu", bo na co landsknechtowi na wyposażeniu proch i kule?

Komentarz może i dostateczny, ale mi nikt nie napisał żebym został krytykiem ;-)

Pozdrawiam
27-05-2010 14:16
karp
   
Ocena:
0
Komentarz może i dostateczny, ale mi nikt nie napisał żebym został krytykiem ;-)
Bo jesteś za mało arogancki i napastliwy ;)
Raz jeszcze dzięki za komentarz
27-05-2010 14:33
Krishakh
    @chaosyta
Ocena:
+1
3. Ostatnia salwa nie powinna mieć miejsca. W odpowiednim czasie strzelców powinno się wycofać, bo są zbyt cenni.
Powinien- ale mógł podjąć inną decyzję- być może rzeczywiście jest kiepskim dowódcą, a być może nie widzi szans na przeżycie kogokolwiek, jeśli nie podejmie takiego ryzyka, jak to. To bohater literacki- nie musi być doskonały.

6. Po ostlandczykach, Wolfenburgu, hordzie z działami chaosu i przyrównaniu do Morza Szponów byłem przekonany, że chodzi o armię Archaona :)
Cóż, opis jest subiektywny- być może przerażonym żołnierzom właśnie takie porównanie przychodzi do głowy? Przecież setki potworów w pełnym furii pędzie to także straszliwy widok- być może najbardziej przerażający w ich życiu.

7. Ja tutaj widzę wiele sprzeczności. Gospodarz strzela do mutanta, mutant odbiera mu pistolet i wręcz pomaga rannemu usiąść, ten się wyrywa jak szalony, po czym jak mutant wychodzi do drugiego pokoju to on pokornie dalej sobie siedzi...
Być może dziadek był tak zmęczony szamotaniem się z silnym mutantem, że po prostu jego świadomość była już potem szczątkowa.

Podsumowując- oczywiście, w każdym tekście można znaleźć wiele nieścisłości. Pierwszy komentarz wydał mi się nieco arogancki, ale być może się mylę.
Oczywiście- konstruktywna krytyka jest jak najbardziej mile widziana. Dlatego ja także za niego dziękuję, w imieniu działu.

Pozdrawiam.
27-05-2010 14:34
Pantokrator
   
Ocena:
0
A moim zdaniem najzwyczajniej w świecie chaosyta czepia się pierdół i domaga się od shorta ultrawyczerpujących opisów w stylu: domostwo wprawdzie podpalono, ale ogień pochłonął jedynie wychodek, sypialnię, 3 wypchane łby łosia, 5 wilczych skór, szafkę z bielizną, 4 wiadra, 15% dachu, na szczęście ocalały sekretarzyk, stół, krzesło, amunicja do pistoletu, słoik powideł, pierzyna, komplet sztućców dla 7 osób, zapas drewna opałowego na tydzień, gobelin przedstawiający bardzo wielką bitwę (tu opis na 2 strony) i papucie właściciela".

Oczywiście że z pawężami nie da się walczyć wręcz. W końcu jak powszechnie wiadomo rzymskie legiony przegrały dokładnie wszystkie bitwy i nigdy nie wyszły poza bezpośrednie okolice tego miasta.... a może jednak?
Co do salwy z bliska prosto w szarżujących zwierzoludzi - skoro skala starcia nie była wielka, taka salwa mogła zadecydować o zwycięstwie lub klęsce, bo tych kilkunastu/kilkudziesięciu zwierzoludzi, gdyby nie zostali zastrzeleni, mogłoby uczynić klęskę wojsk Imperium właściwie pewną.

Co do dziadka - dla mnie zwyczajnie był w szoku. Może nie miał innej drogi ucieczki? Miał walczyć z mutantem gołymi pięściami, czy rzucać w niego garnkami?

Podsumowując: moim zdaniem ktoś tu odstawił czepialstwo dla czepialstwa i wyszukiwanie błędów i nieścisłości tam, gdzie ich zwyczajnie nie ma.

EDIT: nie twierdzę, że scutum sensu stricto = pawęż, ale różnic wielkich nie widzę. To że u nas takich tarcz nie wykorzystywano w średniowieczu w starciach piechoty nie znaczy, że w Warhammerze nie mogłaby z powodzeniem funkcjonować formacja walczących w szyku, wyposażonych we włócznie czy krótkie miecze pawężników.

28-05-2010 17:23
~Adam

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Chcialem sie zarjestrowac, coby nieanonimowo komentarz pochwalny dla karpia napisac, ale przekroczylem liczbe prob przy waszej beznadziejnej Captcha. Naprawde gratuluje...

Co do opowiadania - mi sie bardzo podoba, moglby byc to short ociupinke dluzszy, bo troche zal ze sie konczy, ale nie wieje nuda. Zarzut DevilaNa z militarnymi wstawkami powtorze, ale to juz kwestia gustu. Co do mutanta - burka - tez przeoczylem ten fragment z ludzkim cialem, ale z psem per se mi sie nie skojarzyl - po prostu nie potrafilem sobie wyobrazic niczego poza glowa :P Poza tym - miodnie. Czekam na wiecej a w oczekiwaniu przeszukam archiwum.
28-05-2010 23:08

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.